GRUBA |
||
„ŚSiM": W zasadzie rysunek wyja-śnia wszystko, ale ponowię pytanie, skąd czerpiesz pomysły do jadowitych ale niestety prawdziwych, historyjek? P.P.: Wędkowanie i rysowanie to moje dwie największe pasje życiowe. Wędkuję od 26 lat, rysuję praktycznie od zawsze. Najpłodniejszy satyrycznie był dla mnie czas studiów w Olsztynie. Rysowałem wtedy sporo w pismach studenckich, zajmowałem się też tzw. grafiką użytkową - projektowałem plakaty, znaczki i plakietki. Moje rysunki pozwoliły mi również przyjemnie spędzić czas w wojsku we Wrocławiu. Co tydzień tworzyłem tam komiksy, które cieszyły się dużym „wzięciem", zarówno u kolegów jak i u kadry. Wojsko, to wyjątkowo zasobna kopalnia tematów. Podobnie jednak jest z wędkarstwem. Szczególnie, jeśli spojrzeć na nie z perspektywy ichtiologa - rybaka, „działacza", producenta sprzętu i wreszcie „szarego członka". |
„ŚSiM": Odniosłeś ostatnio ogromny sukces, wygrywając w Irlandii europejskie zawody w łowieniu szczupaków na muchę? Dlaczego ten sposób łowienia szczupaków jest u nas tak mało popularny? P.P.: Nie przesadzajmy z „ogromem" tego sukcesu. Konkurencja nie była zbyt silna, a ja miałem trochę fartu! Metoda muchowa, mimo że w ostatnich latach sporo się o tym pisze, a dostępność sprzętu jest zupełnie dobra, nadal nie jest u nas zbyt popularna. Myślę, że ciągleutożsamia się ją z dużymi wydatkami i jakimiś niezwykłymi trudnościami. Tymczasem średniej klasy zestaw można skompletować za mniejsze pieniądze niż w wypadku spinningu, a nauka pod okiem doświadczonego kolegi zabiera zwykle kilka godzin. Moim zdaniem warto zacząć naukę właśnie od szczupaków. Jest ich jeszcze sporo w naszych wodach, a nie stawiają przed początkującym muszkarzem tak wysokich wymagań jak np. pstrągi. |
„ŚSiM": Jak myślisz, długo jeszcze będziesz miał tematy do naprawiania zwyczajów naszej wędkarskiej braci? P.P.: Sądzę niestety, że nie tak łatwo i szybko pozbędziemy się naszych słynnych narodowych przywar. Chciałbym wędrować kiedyś nad czystymi i rybnymi wodami, spotykając kolegów, którzy swoje śmieci zabierają ze sobą, sami podnoszą sobie poprzeczki regulaminowych przepisów, a przed zabiciem każdej ryby zastanawiają się choć przez sekundę. Kiedy jednak rozglądam się dookoła, zaczynam, wątpić, czy wystarczy na to kilku pokoleń. „ŚSiM": Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Zbigniew ZALEWSKI
|